piątek, 30 września 2011

Małe nowości!

Cześć! Czuję się już zdecydowanie lepiej niż dwa dni temu, kiedy ledwo żyłam. W środę przespacerowałam się do przychodni, wyszłam z plikiem recept, zwolnieniem ze szkoły i z lekcji wf, na najbliższy tydzień, a także diagnozą- zapalenie oskrzeli ;) Nie wiem gdzie i kiedy tak się zaprawiłam. Mama mówi, że ostatni raż zapalenie oskrzeli miałam jako mała dziewczynka ;)
Dzisiaj chcę pokazać Wam moje zamówienie z Oriflame, które przyniósł mi wczoraj miły pan kurier.
 Pierwszą nowością jest Tusz pogrubiający Beauty Maxi lash. Szczerze, mówiąc decyzje o tym zakupie podjęłam szybko i nie zastanawiając się.W aktualnym katalogu tusz kosztuje 13,90zł. Myślę, że nie jest to spory wydatek, a że ostatnio nie mam czasu łazić po sklepach w poszukiwaniu tuszu, pomyślałam że to świetna okazja za wspaniale niską cenę ;)
Miała okazję pomalować nim rzęsy już dwukrotnie. Szczoteczka jak możecie zauważyć na obrazku niżej jest absolutnie płaska! Nie wiedziałam za bardzo jak zabrać się za malowanie, więc musiałam przeczytać obrazkową intrukcję użytkowania którą również tu umieszczam:
Nałóż tusz używając płaskiej strony grzebienia, by nadać rzęsom objętości.
Potem przeczesz rzęsy jedną ze stron grzebienia, w zależności od efektu jaki chcesz uzyskać.
Używaj podkreślających ząbków, które sprawiają, że rzęsy są dobrze zdefiniowane, a wąską stroną uzyskuj bardziej naturalny, podkreślony objętościowo wygląd.

Tak jak już pisałam, malowałam rzęsy dwa razy. Tusz jest naprawdę bardzo rzadki, i szczoteczka, bardzo dużo go nabiera. Kiedy wyciągnełam ją po raz pierwszy miała wrażenie że tusz zacznie kapać;) Nic takiego jednak się nie stało. Malowanie poszło bardzo gładko i szybko. rzęsy miałam trochę za bardzo sklejone, ale postanowiłam nie skreślać go wymawiając się złym malowaniem.
Dzisiaj poszło mi już zdecydowanie lepiej, a rzęsy nie były aż tak sklejone. Jednak jest to chyba nieodzowna cześć tego tuszu i bede musiała się z tym pogodzić. Jak na razie zrobiła na mnie dobre wrażenie, mam nadzieje że jak tylko zgęstnieje malowanie będzie jeszcze lepsze ;)
Warto napisać również , że jest on bardzo trwały. Wczoraj zapominając o pomalowanych rzęsach, przetarłam ręką oko i wiecie co, ani jednej smugi ! Polecam, zobaczymy co będzie z naszej współpracy!

Drugą rzeczą jaką sobie zamówiłam jest perfum Fire. nigdy wcześniej nie miałam go w domu, ale moja sąsiadka zamawiała go u mnie już nie jednokrotnie, zawsze zapominałam poprosić ją o pokazanie mi zapachu, dlatego sama postanowiłam przekonać się na własnej skórze. I tak oto za 16,90zł dostałam 30ml wody toaletowej o naprawdę ładnym zapachu! A przynajmniej tak mi się wydaje, bo wciąż mam trochę zatkany nosek i nie czuję zbyt dobrze. Na stronie z opiniami przeczytałam, że zapach utrzymuję się krótko i w dodatku barwi ubrania na czerwono! Moja mama mówi, że na jej skórze zapach naprawdę długo się utrzymywał i czuła go jeszcze bardzo długo;) Co do barwienia ubrań, będę uważać na moje białe koszulki i dam Wam znać. Bardzo dużym plusem, jest zgrabna buteleczka, same zobaczcie!





















I co myślicie? Czy miałyście któryś z tych produktów? ;) Buziaki ;*

środa, 28 września 2011

Projet Denco- Zel pod prysznic Free Time!

Cześć!
Witam Was tego pięknego dnia. Właśnie piję herbatę i planuję w głowie kolejne posty, dlatego postanowiłam napisać. Kilka miesięcy temu, powiedziałam Wam, że chcę brać udział w projekcie Denko. Chyba tylko na moich chęciach się skończyło, ponieważ dodałam tylko jedną notkę z produktem. Postanowiłam się poprawić dlatego dzisiaj przygotowałam dla Was recenzje żelu po prysznic. Zapraszam do czytania.

Zwykle nie zwracam zbyt dużej uwagi, na to czym się  myję swoją skórę. Nie miało i chyba nadal niema to dla mnie różnicy, czy żel nawilża, czy posiada jakieś dodatkowe składniki i tak dalej. Tata zawsze przywozi mi z Niemiec ogromną liczbę żeli pod prysznic i szamponów, więc nic tylko wąchać i wybierać najlepszy. Z tym żelem było dokładnie tak samo, ale ten  spodobał mi się na tyle, że mogłam pozostać obojętna  Nivea Free time, po prostu powala mnie swoim zapachem, który zawsze niesamowicie mnie pobudza i poprawia humor. W dodatku wspaniale się pieni co dla mnie również jest sprawą priorytetową. Ostatnio razem z moją siostrą próbowałam rozwiązać zagadkę nuty zapachowej tego żelu, błądziłam między cytrusami no i nie pomyliłam się. Głównym składnikiem jest owoc o tajemniczej nazwie karambola. Jego przekrój w kształcie gwiazki możecie zobaczyć nawet na butelce !
Serdecznie polecam ten żel, jeśli chcecie poczuć to wspaniałe orzeźwienie, ja zaopatrzyłam się już w drugą i na pewno nie ostatnią butelkę!
 Dla zainteresowanych mam skład:
Aqua, Sodium Laureth Sulfate, Cocamidopropyl Betaine, PEG-7 Glyceryl Cocoate, Parfum, Glycerin, Glyceryl Glucoside, Aloe Barbadensis Leaf Juice Powder, Prunus Amygdalus Dulcis Oil, Sodium Chloride, PEG-40 Hydrogenated Castor Oil, Polyquaternium-7, Styrene/Acrylates Copolymer, Citric Acid, PEG-200 Hydrogenated Glyceryl Palmate, Glyceryl Stearate SE, Sodium Benzoate, Sodium Salicylate, Methylparaben, Propylparaben, Limonene, Linalool, Citronellol, Butylphenyl Methylpropional, Geraniol, CI 10316, CI 42090. 




To tyle, jeśli chodzi o dzisiejszą notkę. Czy któraś z Was była szczęśliwą posiadaczką tego żelu? Jeśli tak to co o nim myślicie?
Do następnego postu!

wtorek, 27 września 2011

Witam Was prosto z ciepłego łóżeczka, w którym leże od powrotu ze szkoły. Już wczoraj w szkole i po szkole chodziłam z chusteczkami przy sobie, ale to jak bolało mnie w nocy gardło przebija wszystko. Jednak zażyłam, chyba wszystkie leki, jakie tylko posiadałam w domu i ruszyłam odważnie do szkoły. Lekcje minęły mi bardzo szybko, jednak przez cały ten czas kichałam, smarkałam i robiłam dużo hałasu. Najbardziej wykończyły mnie dwa ostatnie w-f'y, na których miałam gorączkę, a nasz wspaniały nauczyciel wymyślił sobie bieganie. Najważniejsze że przeżyłam, ale skutki odczuwam do teraz, bo boli mnie dokładnie każdy mięsień. Na dzień jutrzejszy szkołę sobie darowałam. Uzupełnię braki i mam nadzieję, wrócę do stanu użyteczności.
Dobranoc!
żródło: weheartit.com

poniedziałek, 26 września 2011

Weekendowy hand-made!

Cześć!
Weekend skończył się tak szybko jak się zaczął. A ja, po tym jak w sobotę skończyłam sprzątać i odrabiać lekcje, postanowiłam zrobić okładkę mojemu nudnemu brudnopisowi. W liceum ciężko jest mi na dążyć ze słuchaniem nauczyciela, przetworzeniem informacji jakie nam podaje w głowie a następnie przenieść ich do zeszytu. Na początku roku pisałam wszystko jak leci ołówkiem w zeszycie, później przepisywałam to na osobną kartkę w domu, mazałam, a następnie znowu pisałam na czysto w zeszycie. W taki sposób dostarczałam sobie tylko więcej pracy, dlatego w postanowiłam założyć sobie zeszyt w którym będę pisać notatki z lekcji a następnie przepisywać je w domu do zeszytu. Oszczędzę dzięki temu czas, co  jest dla mnie bardzo ważne ;)
Aby, umilić więc sobie pisanie, zrobiłam własną okładkę ;)

Okładka przed:
Najważniejsze były magazyny (których trochę się już nazbierało), klej i nożyczki!

Nie powiem, taka zabawa jest dosyć czasochłonna,ale efekt jest zadowalający !
Na całość nałożyłam jeszcze folię na dokumenty ;)
I co myślicie? Może wy też spróbujcie ! Wystarczą tylko dobre chęci i ciut kreatywnego myślenia !
Do następnego postu ;*

sobota, 24 września 2011

Tunezja cz. II

Cześć!
Dzisiaj częstuję Was kolejną dawką zdjęć z Tunezji! Miłego oglądania.

Tutaj macie Tuupaka w totalnym nieogarze z siostrą i panem Lifeguard'em ;D


Nienawidzę tego zdjęcia -,-' Ale tak dla Was xd





Jedna z lekcji tańca, najprawdopodobniej salsy, z moim ulubionym animatorem, który przy okazji posiadał bardzo niezły brzuszek ;)

Kwiatek który dostałam od kelnera ;*

I znowu mój ulubieniec ;D
A tu ulubieniec mojej mamy! Wojtuś ;D który chyba ma żonę w Polsce no i tak cudownie mówi w naszym języku ;)



Tuupak again !



Przeraża mnie jakość niektórych zdjęć ;) To już koniec, nie będę Was więcej nimi męczyć !
Miłego Weekendu !

czwartek, 22 września 2011

Tunezja cz. I

Witam, witam i o zdrowie pytam.
W dzisiejszej notce chcę przedstawić Wam pierwszą część zdjęć z Tunezji. Ale zanim zacznę je dodawać chciałabym napisać o całym pobycie.
Wydawałoby się to takie proste opisać siedmiodniowy wyjazd w kilku słowach, ale praktycznie wcale nie jest to takie proste i naprawdę nie wiem od czego mam zacząć. Najlepiej chyba od początku. Największe wrażenie zrobił na mnie chyba lot samolotem, którego bardzo się obawiałam, a jak okazało się potem- całkiem bezpodstawnie. Wspaniale było unosić się nad ziemią, nad domami, nad Włochami, nad morzem, a nawet na d chmurami. W samolocie podano nam po dwie kanapki i malutki kubeczek picia, czego niestety nie zarejestrowałam moim aparatem, ale cóż gapa ze mnie.
Po wylądowaniu udaliśmy się po bagaże, następnie do autokarów, które rozwoziły nas po hotelach. Jechałam autobusem jakoś godzinę w okolicach godziny 22 i ku mojemu zdziwieniu wszystkie tętniły życiem! Lokale były pozajmowane przez tubylców, i to tylko i wyłącznie mężczyzn. W czasie całej jazdy naliczyłam 5 kobiet w turbanach i z zakrytymi twarzami.Kiedy dojechaliśmy do hotelu powitały nas uśmiechy ludzi tam pracujących. Następnie zaprowadzono nas do domków, a po północy razem z rodzicami udałam się na zwiedzanie obiektu. Szło się tam zgubić, i w dodatku mimo późnej godziny termometry wskazywały ponad 20 stopni! W dzień natomiast ponad 40, czego nie było czuć aż tak bardzo dzięki wiatrowi od morze i temperaturą wody w basenie, która była błogosławieństwem.
Tu macie roześmianego Tupaczka <3
















Bardzo podoba mi się życzliwość tamtejszych ludzi, każdy mówi łamaną polszczyzną dzień dobry lub cześć, co jest bardzo miłe. Hotel, a raczej animatorzy codziennie organizowali huczne dyskoteki i różne showtime'y,. Nikt się tam nie nudził!  W dzień było jeszcze lepiej razem z mamą chodziłam na salse, na areobik, na aqua areobik, na pilates i inne, nawet na joge się załapałyśmy !Jedzenie także było pyszne. Kiedy czas było wyjeżdzać, aż łezka zakręciła mi się w oku, że muszę opuszczać takie wspaniałe miejsce, zdecydowanie były to najlepsze wakacje w moim życiu.
Zastanawiam się teraz o co chodzi tym wszystki ludziom, którzy nie pisali pochlebnych komentarzy na temat hotelu w którym byłam i ogóle Tunezji, ale chyba polakom rzeczywiście nie idzie dogodzić ; <

W następnej notce dalsza część zdjęć ;) Do napisania.