Dobry wieczór!
Piszę do Was bardzo ostrożnie, ponieważ lakier na mojej prawej łapce jeszcze schnie ;) Tak zmyłam miętę na rzecz koloru nude i dobrze mi z tym. Polowałam na niego od dawna i dzisiaj podczas zakupów z koleżanką udało mi się na niego natknąć. Dokładnie kupiłam dwa odcienie, ale o tym napiszę jutro ponieważ, dzisiaj kompletnie nie miałam czasu żeby sfotografować moje ostatnie łupy. Chętnie zrobiłabym to teraz niestety jest już za ciemno, a przy lampkowym świetle kolory nie wyglądają tak jak wyglądają w rzeczywistości ;)
Dzisiejsze popołudnie spędziłam po części z moją kumpelą Zuźką ;*(którą pozdrawiam bo zapewne to czyta:*) i Karolcją ;* Razem z Karoliną obejrzałyśmy film pt. "Szansa na sukces". Myślę, że dla wielu z Was jest on dość znany, ale ludzie często mylą go z polskim programem telewizyjnym, emitowanym bodajże na tvp2.
Film opowiada o zwykłej dziewczynie Terri Fletcher. Jej spokojne dotychczas życie zostaje zachwiane w momencie, gdy jej brat ginie w wypadku samochodowym. Wcześniej jednak zapisuje swoją ukochaną siostrę na letni kurs w szkole artystycznej w Los Angeles. Dziewczyna, początkowo jest przytłoczona nowymi sytuacjami i otoczeniem. Jednak po pewnym czasie znajduje oparcie w nowych przyjaciołach, nauczycielu oraz swojej pierwszej prawdziwej miłości.(filmweb)
Film ten jest z roku 2004, a już dobre 5 lat leży na mojej półce z filmami. Chętnie do niego wracam, ponieważ miło się go ogląda. Za każdym razem, w tych samych momentach filmu, przechodzi mnie dreszcz jednak nigdy na nim nie płakałam, czego nie mogę powiedzieć o mojej mamie która płacze na każdym lepszym filmie. Podczas każdego oglądania najbardziej urzekają mnie widoki na wieżowce w Los Angeles, muzyka i mili dla oka aktorzy.
Jeśli miałabym ocenić grę aktorów to myślę, że Hilary Duff dała sobie radę, jednak w niektórych momentach denerwuje mnie swoim zachowaniem, a moją dzisiejszą towarzyszkę bardzo irytował jej głos.
A co wy myślicie na temat tego filmu? Może polecicie mi coś na nudne wiosenne popołudnia i weekendy? ; >
Umówiłyśmy się z Karoliną, że następnym razem oglądamy "Ostatnią piosenkę", film który urzekł mnie niesamowicie mimo głównej bohaterki ;)
Tymczasem zostawiam Was z muzyką i idę coś poczytać, ponieważ dzisiaj pożyczyłam od dwóch wymienionych wyżej koleżanek po książce, także nie jest mi nudno i mam co robić ;)
Dobranoc ;*
;-*
OdpowiedzUsuńzmień godzinę na swoim blogu, bo wychodzi na to że chodzisz spać w południe! :D
OdpowiedzUsuńwejdź na pulpit nawigacyjny -> ustawienia -> formatowanie -> i tam jest czas i godzina, ustaw na Warszawę i już :)
OdpowiedzUsuńto znaczy wiesz, generalnie uczę się angielskiego nieprzerwanie od 12 lat, więc nie bardzo pamiętam jak uczyłam się czasów, teraz w sumie piszę i mówię bardziej na wyczucie niż stosując się do jakichkolwiek reguł (przyznam się, że nawet ich nie pamiętam) ;) ale myślę, że na przykład dobrym sposobem na przyswojenie sobie naturalnie czasów przeszłych jest czytanie książek po angielsku (polecam zacząć od alice's adventures in wonderland, piękna, magiczna książka pisana łatwym językiem, bo w końcu to dla dzieci, ja od tego właśnie zaczynałam:). w historiach zazwyczaj masz czasy przeszłe, najczęściej past simple i past perfect. hm, generalnie patentu na nauczenie się gramatyki nie mam, po prostu chyba trzeba to lubić i przychodzi samo:)
OdpowiedzUsuńnie ma za co :) nie jestem jakimś ekspertem od gramatyki, ale mam nadzieję, że moja rada Ci się na coś przyda :)
OdpowiedzUsuńno... w szkole się normalnie uczyłam, jak wszyscy :) tylko rok przed maturą chodziłam na korki żeby się dostać na tę przebrzydłą filologię angielską. poza tym od zawsze coś tam podczytywałam po angielsku, próbowałam oglądać filmy bez dubbingu i ogólnie sprawdzałam sobie sporo słówek, które mnie ciekawiły. tak dla własnej przyjemności. ale widzisz, tak jak mówię, trzeba to po prostu lubić, bo jeśli uczysz się języka z przymusu to nigdy nie wejdzie do głowy tak jak uczony się z przyjemnością ;) a Ty to jak się na ten angielski zapatrujesz? :)
OdpowiedzUsuńno widzisz, pani od angielskiego ma rację :) to przyjdzie samo, może nie tak nagle, ale przyjdzie :) po moich studiach mogę być tylko nauczycielką, ale to zdecydowanie nie jest zawód dla mnie, więc będę robić jakieś jeszcze studia podyplomowe, najprawdopodobniej na tłumacza :) sam kierunek jest dość wymagający i raczej nie uczą już na nim czasów i słówek, z grubej rury dostajesz wykłady po angielsku i długą listę opasłych lektur (również po angielsku) na literaturę :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam Hilary Duff jako aktorkę, ale właśnie dzięki temu filmowi spodobał mi się Oliver James :]
OdpowiedzUsuń